・• . habånina 23 . •・

mienso cza żreć l|i|!|i|l korzenie-> http://www.habanina.forka.eu/index.php


#1 2007-10-06 17:48:04

sajkou

http://saikouwnawiasie.w.interia.pl/domokun4.gif • ojciec dyrektór

5738609
Skąd: skądinąd
Zarejestrowany: 2007-08-31
Posty: 117
Punktów :   
WWW

bedzie to opowieść którą wszyscy znamy.

Piunka spotkałem dość dawno, mówił coś o wierszach nikosa chadzinikolau i miesięcznikach literackich z lat siedemdziesiątych. Wyglądał na zmieszanego ale ręka mu nie zadrżała gdy sięgną po pełną filiżankę herbaty z cytryną, taką mocną, babciną.
       - Już takiej nie parzą, nie mają czasu, kiedyś te podwórkowe wieczory były dłuższe, słońce było większe i zachodziło wolniej, widoki z okna są mniej ponure i tajemnicze, wszystko stało się jasne, krótkie i proste- O! takie jak biały punkt o temperaturze pokojowej- nikt go nie zauważył.


http://tn3-1.deviantart.com/fs13/300W/f/2007/019/b/9/piunek_strafski_by_saikouwnawiasie.jpg


     
     
     
       Zatapiał się powoli w muzykę, a ławka która go dźwigała stawała się coraz miększa, do złudzenia później przypominając watę.
       Scarlatti Domenico  ‘’Pastorale’’ , tyle wystarczyło by czuł że jest wielki, jest ponad to, że jest.
       - Wynieś śmieci!!- nieoczekiwane, drastyczne wydawałoby się cięcie przestrzeni, jednak chwilowe.
       Piun tkwiąc nadal gdzieś tam  pomiędzy młoteczkami i strunami fortepianu uniósł się z ławki i ruszył w stronę śmierdzących odpadów opatulonych w miękki plastik, równie intensywnie otulony w dźwięki.
       Mieszkał z ojcem nad sklepem z narzędziami w którym pracował po szkole żeby dorobić sobie na ksiązki i takie tam. Lubił czytać, szczególnie cenił sobie poezję i książki o drugiej wojnie światowej, miał już spory zbiór dzieł Lenina i podręczników historycznych. Właściwie nigdy o tym nie mówił i przyczyny jego zainteresowań nie były do końca jasne. Na drodze do śmietnika równo pod jego trampkami leżał gołąb, i definitywnie nie był to gołąb wypoczywający. Jeszcze jeden krok i nie byłby to w ogóle gołąb, Piunek długo przypatrywał się temu jakże pospolitemu gatunkowi i zastanawiał się właściwie tylko nad jednym - gołębi jest zbyt dużo żeby je policzyć a liczą ludzi właściwie jak to możliwe, one mogłyby zapanować nad światem, są wszędzie przemieszczają się bez niczyjej pomocy, jednak są zbyt głupie i atakując spadają na beton, tak jak ten tutaj, i co by było gdybym wyrzucał śmieci z własnej inicjatywy wcześniej, pewnie wbił by mi ten tępy dziób w czaszkę i nie żyłbym i sąsiad idąc wyrzucić śmieci natknąłby się na mnie i pomyślałby żeby zadzwonić po karetkę i nikt nie zastanawiał by się że zostałem pominięty że należy już wykreślić Piunka Strawskiego z rejestru żywych;
       Zrobił wielki krok nad ciałem ‘’parszywej i złej ofiary samobójstwa’’ i celnym rzutem dokończył dzieła.
       Wracając popatrzył jeszcze przez chwile na gołębia i zdał sobie sprawę że dziś naprawdę miał szczęście.


Od dłuższego czasu zauważyłem że w pokoju już nie pachnie tak jak dawniej, jak zawsze. Nie zwracałem na to uwagi aż do dziś,  dziś naprawdę nie dawało mi to spokoju. Po kilku godzinach smród był już nie do zniesienia,
       Postanowiłem poszukać jego przyczyny, odsunąłem wszystkie szafki stojące na linii smrodu ale nic nie znalazłem, smród unosił się tuż przy ścianie, jednak jej nie naruszając. Ściana była prawie biała- tak jak to zwykle bywa, tak jak to się przyjęło, była to ściana nośna - zacząłem kombinować, może coś zdechło między belkami bo grzyba nie miała ani innych narośli, tak właściwie pomyślałem, całe miasto zbudowane jest ze ścian, gdyby je wyburzyć człowiek niestały na człowieku i ziemia przeludniłaby się i wysypała. Próbowałem wietrzyć, machałem bluzą,       w pokoju jednak nie miałem dużego okna, ale wystarczało mi to któro miałem, właściwie to proporcjonalnie do pomieszczenia było całkiem spore. Nic z tego, zawołałem ojca bo zaczęło mi się wydawać że już nos mnie zawodzi, a nawet że ten smród wcale nie istnieje. Z ojcem miałem stosunki raczej sztywne i suche, zasady które panowały w domu były jasne i już dawno się dostosowałem, on nie otwierał się często, dlatego tak mało wiem o swojej rodzinie, jednak kiedy się napił był całkiem do zniesienia, chyba że akurat nie sprzedało się nic w sklepie i pił ze złości.
       - Tydzień temu na klatce schodowej biegał szczur, goniłem go ale uciekł w dziurę pod schodami zaraz przy ścianie, zabiłem ją deskami, ścierwo teraz się pewnie rozkłada.
       -A jednak nie śmierć, to tylko szczur.
                W nocy długo jeszcze myślałem nad sensem istnienia ścian, ale przy moim Scarlatti Domenico  wszystko staje się takie nieważne.
     
       Uwielbiam obserwować ludzi w autobusie. Wracając ze szkoły, choć mam tak blisko, wsiadam czasem w nieznany mi numer i jadę na drugi koniec miasta, tylko po to żeby posłuchać o tym jak to piękna pani drugiej pani opowiada o nowej suszarce, jakiś pan znów zapomniał kupić papierosy i że papier toaletowy drożeje.
       Wsiadłem dziś do autobusu nr 57- ten numer wydawał mi się taki zimny i ciemnogranatowy, nie polubiłem tej liczby, może właśnie dlatego do niego wsiadłem- miałem ochotę na dramat. Nic nadzwyczajnego, czerwone siedzenia, linoleum i okleina imitująca drewno. Ludzi było nawet sporo, dłubiąc w nosie i kopiąc w drzwi tworzyli raczej telenowelę niż dramat, nie miałem telewizora ale od moich ‘’jednorazowych przyjaciół’’ z komunikacji miejskiej dowiedziałem się że właśnie tak to wygląda. Każda z ich twarzy, każda z twarzy w pokoju nr 57 była taka sama, opowiadała jedną historię- rano piję małą czarna, potem praca dom i dzieci. A ja szukałem dziś zabójcy. Autobus zbliżał się chyba ku końcowi swojej trasy bo zostałem w nim zupełnie sam, a budynki malały i przeradzały się w drzewa, zupełnie tak jakby cofną się czas. Chciałem w nim jeszcze pozostać, intrygowały mnie te paski zawinięte w koło rur na górze, nad głową, te do trzymania się podczas jazdy, nad głową, nad głową niby szubienica, i miałem ochotę wtedy zobaczyć na nich ciała tych, co pija tą małą czarną i chodzą do tej odpowiedzialnej pracy od poniedziałku do niedzieli. Czy nie znajdując dziś zabójcy, sam chciałem się nim stać?
       Czy jestem zabójcą? Czy szubienica to nie jest narzędzie zbrodni popełnianych na samym sobie? –Końcowy!
       Czy można kogoś tak zniszczyć by sam się zabił? – Proszę wysiąść!! Czy wtedy to też będzie zabójstwo skoro nie dotknę go palcem? Czy jestem w stanie tego dokonać? czy to nie ja powinienem się zabić? Czy zabijając siebie będzie to morderstwo? - Końcowy! Głuchy jesteś?!
       Siadłem na krawężniku i obserwowałem kierowcę, nadal zastanawiałem się kto jest zabójcą, może on? może to ja mam go zabić, może on zabił wszystkich którzy byli w autobusie. Rozpędziłem się a przecież tylko on wie gdzie jesteśmy. Końcowy. Wyjąłem nóż kuchenny, trzymałem go w tylniej kieszeni spodni owiniętego w gazetę, chciałem żeby poczuł się trochę niepewnie, jednak nie zrobiło to na nim wrażenia i poszedł pod mur się odlać.
       15 minut postoju i znów przybyło ludzi, schowałem nóż i wróciłem do domu na piechotę.


鬼さんこちら手の鳴る方へ

Offline

 

#2 2007-10-09 15:51:28

sajkou

http://saikouwnawiasie.w.interia.pl/domokun4.gif • ojciec dyrektór

5738609
Skąd: skądinąd
Zarejestrowany: 2007-08-31
Posty: 117
Punktów :   
WWW

Re: bedzie to opowieść którą wszyscy znamy.

Pewnych rzeczy nie da się uniknąć. Szkoła- ludzie z którymi musisz siedzieć te kilka godzin dziennie, i to co jest już nieodwracalnym procesem później - pójście do baru.
     
       Ludzie siedzący przy stole nigdy nie zwracają na mnie uwagi. Patrzę się w jeden punkt i czekam aż przestanę ich słyszeć, nie, nie kiedy się zamkną – oni nigdy się nie zamykają, gadają coraz głośniej i głośniej przekrzykując siebie nawzajem . Więc kiedy się w końcu wyłączę i nie będzie mnie dla nich jeszcze bardziej i nie będą zdawać sobie sprawy jak wielkim zagrożeniem wówczas się stałem, obmyślam plan.
       Przedmiotów na stole jest wiele i tylko ja wiem jak ich prawidłowo używać. Głupcy. Nie chcę Ich dotykać, brzydzę się, jednak mogę dotykać tych przedmiotów i w ten sposób uruchomić pewien proces który przyczyni się do Ich śmierci. Nigdy tego nie robiłem, ale przyglądając się każdemu z osobna doszedłem do wniosku że trzeba podejść do tego bardziej poważnie, wyjąłem kartkę i zacząłem rysować schemat.
     

http://tn3-1.deviantart.com/fs19/300W/f/2007/281/b/b/piun_by_saikouwnawiasie.jpg



Najpierw tytuł ‘’ Akcja domino’’
       potencjalnych celów pięć,
       przedmioty zbrodni :
       - szklana popielniczka + kilka zgaszonych w niej kiepów.
       - sześć szklanek z piwem
       - dwie zapalniczki
       - jedna paczka zapałek
       - dwa pudełka papierosów, dokładnie sprawdziłem, w jednej piętnaście w drugiej dwanaście sztuk.
       - trzy kapsle w tym jeden mocno wygięty
       - damska kurtka
       - czarny parasol
       Rozrysowałem nasze pozycje i pozycje przedmiotów na stole. Pomyślałem o tym parasolu, narobiłby huku gdyby nagle otwierając go przewrócić kilka szklanek, ale co z tego w końcu nikt od tego nie zginie, jednak parasol wydawałby się najlepszą z broni.  Mamy też ogień pod dwoma postaciami i płyny, szkło i aluminium. Odpalając komuś papierosa otworzę największy ogień przypale trochę skóry, ten poparzony przewróci się na osobę drugą która rozbije szklankę pod stołem, oprze się na kapslach, krzyk przestraszy kolejną ofiarę, rozrzucę na podłodze zapałki, zaczną zbierać pokaleczą się… zadławią kapslami… kiepy  w oku.…
       Długo jeszcze bawiłem się paczką papierosów zmęczony ich nietrzeźwymi ryjami aż w końcu wstałem od stołu i bez słowa zbliżyłem się ku wyjściu. Oni też milczeli, a może to ja nie chciałem słyszeć, ale jakie byłyby szanse powiedzenia mi ‘’do zobaczenia’’ po tym co im zrobiłem.
     
              Nie było jeszcze ciemno, pachniało palonymi liśćmi a ulice były puste. Byłem już prawie przy domu kiedy to minęła mnie znajoma twarz kobiety, zazwyczaj nie mówię dzień dobry osobom które tylko wydają się znajome, ale tym razem, być może za potrzebą wyrwania się w końcu spod tego stołu w barze przerwałem myśl i ukłoniłem się. Boże, jak bardzo nie wiedziałem skąd ją znam. Wiedziałem że widuję ją na tyle często by przypuszczać ze może to matka kolegi, szukałem po głowie i wyobrażałem sobie najbardziej abstrakcyjne już sytuacje poznania wcześniej tej niskiej kobiety koło sześćdziesiątki, może po prostu była do kogoś podobna, może widziałem ją w gazecie, może to sławna aktorka. Ale ta twarz, była taka ciepła i serdeczna, tak bardzo ‘’domowa’’ że zacząłem wierzyć iż tak wygląda moja babcia.
       Przed wejściem do bramy z przyzwyczajenia jeszcze spojrzałem w bok, i wtedy mnie olśniło- to kobieta która od ponad dziesięciu lat sprzedaje mi codziennie w kiosku obok bilety autobusowe, nie poznałem jej bo nigdy nie widziałem jej na zewnątrz.


鬼さんこちら手の鳴る方へ

Offline

 

#3 2007-10-12 17:38:25

papierowe

http://saikouwnawiasie.w.interia.pl/mouse.gif poruszamporuszam

4327491
Skąd: niebieskie trzewiki
Zarejestrowany: 2007-09-02
Posty: 56
Punktów :   
WWW

Re: bedzie to opowieść którą wszyscy znamy.

Bardzo lubię Piunka, chciałabym o nim wiedzieć więcej. Jego spostrzeżenia i okolice poznania wniknęły w mój kaprawy umysł jak wnika alkohol w żyły

resztę poznam?
a) drogą komercyjną
b) drogą sieciową
c) kurwa nie poznam

proszę ___________    

ps. gołębia widuję od jakiegoś tygodnia - najpierw latał beznadziejnie, potem stracił siły i przysnął, az mu główka osunęła się na bruk. dzisiaj widziałam jak jego ciało po części zostało pochłonięte przez robale. mm tasty ten gołąb też miał przesrane


NIE.

Offline

 

#4 2007-10-13 12:14:52

sajkou

http://saikouwnawiasie.w.interia.pl/domokun4.gif • ojciec dyrektór

5738609
Skąd: skądinąd
Zarejestrowany: 2007-08-31
Posty: 117
Punktów :   
WWW

Re: bedzie to opowieść którą wszyscy znamy.

nie znoszę gołębi bo są nieodłączna częścią bytu każdego człowieka.

Piunka da się poznać poznałem ich już wielu ale każdy tylko po trochu nim był, jeśli chodzi o kontynuacje planuję z tego zrobić prawdziwy gniot który wynosiłby około 200-300 stron.


鬼さんこちら手の鳴る方へ

Offline

 

#5 2007-10-19 12:33:36

sajkou

http://saikouwnawiasie.w.interia.pl/domokun4.gif • ojciec dyrektór

5738609
Skąd: skądinąd
Zarejestrowany: 2007-08-31
Posty: 117
Punktów :   
WWW

Re: bedzie to opowieść którą wszyscy znamy.

Mam coś takiego, czasem widzę na czarno-biało, kolory bardziej się zlewają, może to przez moją wadę wzroku ale chyba jest tak, naprawdę widzę na czarno-biało.
     
       Dziś chciałem się trochę poszwendać. Nie znałem nigdy miasta, było inne za każdym razem gdy wychodziłem do niego i deptałem go i depcząc czułem inną strukturę i zapach i smak, to tak jak z herbatą, nigdy nie zaparzysz takiej samej dwa razy.
       Ludzie rozmawiali dziś przede wszystkim o krzepliwości krwi, żółci i ludzkich wydzielinach.
       Zafascynowany rozmową między panem prowadzącym rower, a panią w kapeluszu, podążyłem za nimi, zakłócały mi samochody i ptaki ale wyłapałem kilka ładnych zdań, właściwie nie wiem dlaczego to robiłem.
       -Wyciągi ze znamion kukurydzy … - tu przejechał samochód i niedosłyszałem- …powoduje usprawnienie wydalania moczu –znowu ptaki - …podnosi krzepliwość krwi. - krzepliwość krwi - przy cukrzycy i reumatyzmie – albo interesowali się medycyna naturalną albo piszą jakąś pracę - … moja mama, - a jednak opis choroby – umarła. -Odwrócili się, spanikowałem, nie chciałem żeby mnie zauważyli, nie chciałem się wtrącać.
       Zawróciłem, co musiało wyglądać idiotycznie, ale ja raczej nie przywiązuję wagi do tego jak wyglądam, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Ludzie to parszywa rasa. Nielubię ludzi.
         
             
       Ptaki maja taką jedną drogę, z rana zawracają z cmentarza do parku wieczorem na cmentarz i tak co dzień.
       Nie znoszę czasu, ale jeśli ma mi coś go wyznaczać, jeśli mam się z kimś spotkać, jeśli coś zrobić w nim, to one właśnie są wskazówkami.
           
     
       Po przelocie wron na cmentarz Piunek poszedł do sklepu, nikogo niebyło. Postawił na stole gramofon i puścił swoją płytę, jedyną jaką lubił i jedyna jaką miał. Siadł na krześle ze złamanym oparciem i z dumą patrzył na narzędzia. Było tam wszystko od małych nakrętek po wielkie, ciężkie łopaty. Piunek siedział i przyglądał się, znał wszystko co było w sklepie, wszystkiego już dotykał, wiedział gdzie co leży, zamki drzwiowe, zasuwy, drabiny aluminiowe, zawiasy, kłódki, gałki i gałko klamki, klamki, wrzeciądza i skoble, łańcuchy, kątowniki i wsporniki, okucia, odbojniki, skrzynki, uchwyty, wieszaki, szczotki, łopaty i szpadle, grabie, taśmy, haki, opaski, rękawice, cybanty, wkręty, sworznie, kołki rozporowe, gwoździe, pędzle, noże i nożyki, nożyce, wiadra, szpachle, kielnie, poziomnice, miary i metry zwijane, wkrętaki i śrubokręty, obcęgi, klucze, nasadki, piły, pilniki, młotki, siekiery, gwintowniki i gwintownice, wiertła, tarcze do cięcia, zszywki i zszywacze, nity i nitownice, brzeszczoty, liny i linki, smary.
       Czuł się tu bezpieczny, był mistrzem, znał wszystko od początku do końca, nikt nie mógłby być lepszy, nikt by mu tu nie dorównał.
     
       Pierwszy klient zjawił się późno i nie sądzę żeby po nim jeszcze ktoś – dwunastocalowe gwoździe proszę’- wysoki facet w brązowych spodniach i kufajce w kratę, całkiem przystojny z lekkim zarostem, myślę że miał około trzydziestu lat. – Nie mam dwunastocalowych, największe jakie mam to dziewięciocalowe. – dałem mu chwile do namysłu – mogą być, wezmę dziesięć. – zapytałem jaka pogoda, choć przed chwilą wyglądałem przez drzwi, są spore i zawsze otwarte, sklepik jest malutki i drewniany a okna są zastawione narzędziami. – taka sobie- był podenerwowany, przecież nie spełniłem jego oczekiwań, to zrozumiałe. Widziałem jak bardzo chce już je dostać i wyjść, pakowałem je powoli, wybrałem najładniejsze. Wymieniłem się z nim na pieniądze, wydałem resztę, a gdy odchodził rzucił jeszcze – wydaje mi się że w nocy będzie burza, jest duszno.- i wyszedł, płynnymi, rytmicznymi krokami myśląc pewnie o tym czy dziewięć wystarczy.
     
       Nie było burzy. Sklep zamykałem gdy sąsiadka obok wołała swoje dzieci na kolację, prawie zawsze o tej samej porze długo po zachodzie. I tak wieczorem nie było prawie nigdy klientów, ale ja lubiłem tam siedzieć, bardziej niż w domu. Myślałem nawet czasem, żeby pod biurkiem w sklepie rozłożyć sobie koc, tam pachnie trocinami.


鬼さんこちら手の鳴る方へ

Offline

 
`Obecnie obowiązująca definicja mięsa: - mięśnie szkieletowe ssaków i ptaków uznane za zdatne do spożycia przez człowieka wraz z przyległą tkanką, gdzie ogólna zawartość tłuszczu i tkanki łącznej nie przekracza przyjętych wartości, i kiedy to mięso stanowi składnik innego produktu spożywczego.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pldog kanaryjski szczeniaki producent drzwi drewnianych odstraszanie ptaków